Kiedy budzi się Kundalini, wszystko się zmienia. Goją się rany przeszłości, spala się to, co negatywne. Od tej pory nic już nie jest takie same.
Gdy zapala się w człowieku Światło, otwierają się drzwi, na progu których czekają różne talenty. I to od ciebie zależy, przy których drzwiach po otwarciu zatrzymasz się na dłużej.
Ale przy których drzwiach byś nie stanął, będziesz zachwycony. Kreatywność staje się wtedy jak oddech – jest tak samo naturalnym procesem. Przechodzisz płynnie z jednego pomysłu do drugiego, wprowadzasz je w życie, osiągasz cel, żeby później go tak zmodyfikować, by znaleźć się w kolejnym etapie kreacji. Może trochę pokrewnym, może całkiem innym.
Światło Kundalini, które pewnego dnia zapłonęło we mnie, otworzyło mi drzwi, w których ukazała się przede mną paleta artystycznych zdolności. Poczułam się jak mała dziewczynka w pokoju z zabawkami, w którym znalazłam kolorowe farby, kredki, ołówki. Wszystkie odkryte narzędzia przyjęłam z wielkim szacunkiem i szczęściem. Być może dlatego wraz z ich przyjęciem wpisana została we mnie wiedza jak je wykorzystać, by to co stworzę, mogło poruszyć drugiego człowieka budząc w nim tę część, która naprowadzi go na drogę samopoznania.
Znalazłam się w miejscu, z którego czerpię pomysły na obrazy, wydobywam je z cząstką Światła i układam na płótnie nadając mu życie. A ono, w podzięce za dodanie oddechu, pracuje w tle wybuchając iskrami miłości w otoczenie, w którym się znajduje.
Samą zadziwia mnie lekkość z jaką zaczęłam pisać i malować. Zbieram pomysły, które spadają jak płatki kwiatów i jak florystka, tworzę z nich barwne kompozycje zdań i obrazów. Myślę, że zatrzymam się dłużej w tym miejscu, w którym mogę zbierać kolory i kształty, nanosić znalezione promienie miłości na płótno albo układać je w zdania i nadawać życie nowym obrazom czy tekstom. Zatrzymam się, by ubarwić tę rzeczywistość, którą dopadły różne odcienie szarości i smutku.
Kundalini pokazało mi, że mogę bez obaw pływać po oceanie życia, którym jestem i odkrywać nieznane mi dotąd światy. Ale najpierw, zanim to nastąpiło, konieczne było oczyszczenie oceanu. Musiała przejść przeze mnie wielka fala. Paliła w ogniu miłości wszystkie śmieci po to, żeby woda stała się w końcu przejrzysta. Był to jeden z warunków, by zobaczyć Światło, bo to ono rozświetla zwiedzane miejsca w głębinach.
I nie żałuję ani jednego dnia życia, ani jednej chwili, traum i kłód pod nogami, które powodowały upadki. Zadaję sobie tylko pytanie, dlaczego to wszystko stało się tak późno…