„Podczas jednej z podróży dotarłam do bajkowych drzwi. Otworzyłam je i wyskoczył na moje płótno Kotosmok.”
Podróże kształcą. A w szczególności te, które odbywa się w głąb siebie. Ja na przykład, podążając za ciszą, harmonią i spokojem, udaję się często na taką wędrówkę. Pukam do pojawiających się w wyobraźni drzwi, a wtedy otwiera się przede mną świat pełen energetycznych skarbów, zbudowany z fraktali miłości. Wydobywam i przekładam na płótno ten fraktal, który poruszy i przebudzi uśpioną część drugiego człowieka, by później jak fala, rozbudził jego resztę…
I podczas jednej z takich właśnie podróży dotarłam do bajkowych drzwi. Otworzyłam je i wyskoczył na moje płótno Kotosmok. Najpierw pojawił się jeden – zdziwiony, że nikt poza nim nie jest taki kolorowy. Później dołączył do niego drugi – z miną jakby opuścił imprezę. Trzeci, czwarty, dziesiąty… i w końcu trzynasty – a żaden z nich nie krył ogromnego zdumienia, że świat, na który patrzą jest taki szary. Nie mówiły nic, ale ich zmarszczone czoła i szeroko otwarte oczyska zdradzały więcej niż niejedno słowo.
Pewnie teraz siedzisz i zastanawiasz się, czy jestem normalna… Nie odpowiem ci, bo ponoć osoba szalona nie widzi swojego szaleństwa. Ale mogę ci obiecać, że jeszcze kiedyś powrócę do Kotosmoków. Być może pokażę ci jak wygląda ich kraina, ale uzyskać od nich zgodę na zwiedzanie to tak, jakbyś starał się dotrzeć na strzeżoną Antarktydę.
Z każdą taką podróżą, ścieżki którymi wędruję do energetycznych skarbów, stają się czystsze. Droga robi się szersza, bardziej przyjazna. Nawet cisza, początkowo złowieszcza, po pewnym czasie przestaje grać nieme nuty i zaczyna odkrywać przede mną swoją muzykę pełną słońca…
Może niebawem wyłowię z przestrzeni siebie krainę Kotosmoków? Kto wie?
Tymczasem więcej zdjęć Kotosmoków można zobaczyć tutaj -> Kotosmoki 70×100 cm