Początek – obraz na płótnie 80×80 technik autorska, mieszana.
„Każdy koniec staje się początkiem…”
Pewien Ptak marzył, by wzbić się do lotu. Chciał rozwinąć skrzydła, żeby wznieść się ku górze i poszybować jak inne ptaki. Mimo wielu prób nie potrafił rozprostować swoich skrzydeł. Zaliczał upadki, obijał się o skały i z zazdrością patrzył na szczęście innych, próbując w codzienności znaleźć chociaż małą namiastkę uśmiechu.
Wędrował przed siebie, ale wciąż pod górę. I choć cierpienie jego duszy przysłaniało mu wszystkie widoki, to obiecał sobie, że póki tli się w nim ostatnia iskra nadziei nie wyjdzie poza swój wewnętrzny świat, bo czuł swoim sercem, że w ten sposób uda mu się rozwinąć skrzydła.
W każdym kroku tej samotnej wędrówki Ptakowi towarzyszyło Słońce. Jednak głęboka tęsknota za tym, żeby wznieść się wysoko i poczuć wolność, izolowała go niemal od wszystkich bodźców. To dlatego nie reagował na gorące promienie Słońca, które na miliony sposobów dawało znaki, by zobaczył, że ktoś przygląda się jego podróży. Promienie parzyły, szturchały, obijały go o skały. Ale Ptak nie widział i nie czuł nic poza cierpieniem swojej duszy.
Choć droga, którą szedł była kręta i długa, to któregoś dnia zaprowadziła go na szczyt największej góry. Dla jednych, miejsce to było pięknym punktem widokowym, ale Ptak widział szczyt jako przepaść i kres swojej podróży.
Pogrążony w głębokim smutku, ostatni raz rozejrzał się wokół próbując znaleźć jakąś nadzieję. Po raz pierwszy zaczepił spojrzeniem o Słońce, pozwolił poczuć sobie jego ciepło i opowiedział mu swoją historię przepełnioną bólem… historię o sercu, które chciało żyć pełnią i o duszy, która płacze nie mogąc rozwinąć swoich skrzydeł.
Słońce uważnie słuchało tej opowieści. Wiedziało jak pomóc Ptakowi, bo widziało jak sklejały się jego skrzydła, kiedy ten był jeszcze w gnieździe. Ogrzewało promienieniami serce smutnego Ptaka, koiło go swoim ciepłem i powoli rozpuszczało cierpienie, które posklejało mu skrzydła. Każde wypowiedziane przez Ptaka słowo było niezwykle ważne dla Słońca, bo każde z nich niosło głęboki żal, który zapisał się w jego duszy.
W towarzystwie Słońca, Ptak z każdą chwilą rósł w siłę. Rósł, bo topniał jego smutek i beznadzieja. Im dłużej Ptak przebywał w blasku promieni, tym głębszego doświadczał oddechu życia. A im głębszy był jego oddech, tym więcej radości odczuwała jego dusza. Topił się sznur smutku, którym był związany, powoli rozklejały się skrzydła. Aż do pełnego ich uwolnienia…
Czas spędzony ze Słońcem zbudował w Ptaku wiarę. Zrozumiał, że żaden jego krok nie był zmarnowany. Droga przez wnętrze doprowadziła go do miejsca, w którym narodził się ponownie, a koniec podróży okazał się dla niego pięknym początkiem.
Przez te wszystkie lata skrzydła Ptaka stały się tak bardzo głodne lotu, że gdy tylko zostały już uwolnione, wzniosły go do miejsca, o którym nawet nie marzył. W locie odzyskiwał pogubione części swojej duszy i wypełniał nimi swoje serce, które zaczęło żyć pełnią. Ostatni, przyjęty do serca fragment zapalił w nim ogień miłości, i aby nigdy nie zgasł Ptak każdego dnia odnawiał przymierze ze Słońcem. Za życie i powrót do siebie…
Podróż jego życia była niezwykle trudna. Musiał jednak ją przejść, by mógł w końcu dostać to, czego pragnie – oddech prawdziwego życia i możliwość wzniesienia się ku górze.